Od niechęci do fascynacji - rodzinne historie w sam raz na święta
Nos po praciotce, dowcip po wujecznym stryjku, uroda i intelekt - wiadomo - po mamie. Zbliżające się święta to doskonała okazja, aby z książką „Moja wielka rodzina” powspominać rodzinne historie.
Na co dzień nie rozmawiamy o naszych przodkach, nie oglądamy rodzinnych fotografii sprzed kilkudziesięciu lat, nie zastanawiamy się nad pochodzeniem naszej rodziny. Te sprawy, tak odległe od bieżących spraw i tysiąca rzeczy do zrobienia wydają się zupełnie nieistotne i mało ciekawe. I tylko czasem przy okazji szkolnych czy przedszkolnych projektów wracamy pamięcią do odległych wspomnień.
Szkolne projekty
Dwóch rzeczy nie cierpię ze standardowych szkolnych zadań. Po pierwsze tworzenia kryształków z soli – nigdy, ale to przenigdy nie udało nam się wyhodować nic satysfakcjonującego, a kilkukrotnie słony strumyczek pozalewał zeszyty. Po drugie nie znoszę obowiązkowego rysunku drzewa genealogicznego. Niby to fajna praca, ale jak na kartce A4 zmieścić wielką rodzinę mojego męża i trzy osoby na krzyż z mojej strony? Jak wytłumaczyć dzieciom kim jest ciocia Hildegarda, której nigdy nie widziały na oczy, a dlaczego nie ma ukochanego wujka Tolka – naszego przyjaciela? No i najgorsze wiem, że nabazgrana mazakami praca mojego dziecka przegra klasowy konkurs piękności z artystycznymi dębami udekorowanymi kolorowymi fotografiami, w których widać tęsknotę za plastyką niektórych rodziców. W związku z tym moje dzieci, które czuły moją rezerwę, odwalały tę pracę szybko i niechętnie.
Może jednak historia rodziny jest ciekawa
I nagle zupełnie niespodzianie natrafiliśmy na książkę Gerdy Raidt „Moja Wielka Rodzina”. Spodobała nam się okładka i takie proporcje tekstu do ilustracji, że było w sam raz i dla starszych, i dla młodszych. Książka idealna do czytania w takiej sytuacji jak nasza, gdy rozstrzał między najstarszym dzieckiem, a najmłodszym jest całkiem spory. Okazało się, że temat naszych korzeni jest fascynujący. Już pierwsza strona wprowadziła ożywioną dyskusję, gdyż autorka pisze na niej coś, w co mój najmłodszy synek nie bardzo wierzy. A mianowicie czarno na białym stoi, że każdy był kiedyś dzieckiem. Spoko może mama była, może nawet babcia, choć nie ma na to dowodów, ale już Pani Krysia od pilnowania szatni to na pewno nie - tak mniej więcej powiedział Krzyś. Swoje wątpliwości wytłumaczył prosto: „wtedy rozumiałaby, że dziecko czasem po prostu musi krzyknąć lub podskoczyć”.
Od niechęci do fascynacji
Chłopaki odkryli, że genealogia jest fascynująca. Wspólnie zastanawialiśmy się, jak podzielić naszą rodzinę, także tą przyszywaną, na pokolenia. Czy 17-letni kuzyn z wąsikiem to to samo pokolenie co mała Julcia? Potem szukaliśmy krewnych za granicą, a nawet zadzwoniliśmy do stryjecznego dziadka, który z sentymentem opowiadał o swojej mamie Rosjance, majątku na Kresach i zaginionym wujku Szurze, który gdzieś przepadł w Rosji jeszcze przed wojną. Chłopcy poczuli się obywatelami świata i nagle zapragnęli głębiej pogrzebać w historii rodziny. No cóż, już Wam mówiłam, że to nie moja specjalność, jednak od czego są dziadkowie? Szast prast i w najbliższą niedzielę brygada trafiła do dziadków, z którymi zaczęli przeglądać stosy zdjęć i układać je na dywanie w wielkie drzewo.
Kilka tygodni później nadszedł 1 listopada i nagle od pańskiej skórki ciekawsze były groby przodków i zapisane na nich dane. Co prawda nie obyło się bez lekkiej awantury, bo mały Krzyś scenicznym szeptem powiedział do babci: „Tu leży pradziadek Stefan, ten, po którym Józek odziedziczył wielkie uszy”.
Po powrocie z cmentarza raz jeszcze przeczytaliśmy książkę Gerdy Raidt i zastanawialiśmy się tym razem, czy nie mamy w naszej rodzinie jakichś wspaniałych przodków. Nic nam o tym nie wiadomo, ale chłopaki stwierdzili, że to nic straconego, bo oni też mogą dokonać czegoś wielkiego.
Trochę ich wybiłam z tej megalomanii, bo było o krok od bitwy na tle tego, który ma największe szanse. „Moja Wielka Rodzina” pomogła mi zakończyć spór, gdyż na samym końcu możemy się wspólnie zastanowić, co zrobić, by zostawić nieco lepszy świat kolejnym pokoleniom. Pomysłom nie było końca!